Recenzja książki: Ucieczka Cienia – Orson Scott Card

Naprawdę cieszę się, że Card zabrał się za kontynuację „Gry Endera”. Jednak choć „Ucieczka Cienia” wydaje się potrzebnym domknięciem cyklu, to jednak jednocześnie jest jego najsłabszą częścią.
Card najpierw opisał alternatywną wobec oryginalnej (czyli „Gry Endera”) opowieść z punktu widzenia Groszka. Później zajął się jego dalszymi losami – udziałem w walkach i intrygach o władzę na Ziemi po pokonaniu Formidów, dorastaniem chłopca, odkryciem następstw genetycznej modyfikacji, której został poddany, oraz związkowi z Petrą (i niepokalanemu poczęciu, w wyniku którego na świat przyszły ich dzieci).
To ciekawy cykl, klasycznie i mocno hard sajfajowy. I jak to u Carda, niepozbawiony etycznych i filozoficznych rozważań, obrazujących dość specyficzne podejście autora do kwestii religijno-moralnych (bardzo nie chciałabym, żeby Card był posłem w naszym parlamencie; obawiam się, że pod wieloma względami wpasowałby się tam zbyt wspaniale).
W „Ucieczce Cienia” Groszek – obecnie unieruchomiony własną masą olbrzym, zajmujący jedną z ładowni statku kosmicznego – oraz trójka jego genialnych dzieci usiłują znaleźć rozwiązanie swojej genetycznej klątwy. Mutacja, której zawdzięczają swoją inteligencję, powoduje jednocześnie nieustanny wzrost ich ciał – i ostatecznie przedwczesną śmierć. Dzieci i Groszek mają niesympatyczne przekonanie o własnej wyższość nad resztą zwykłej populacji (niesympatyczne według mnie, nie Carda), a danie początku nowemu gatunkowi jest dla nich słusznym rozwiązaniem, niezależnie od związanych z nim kazirodczych problemów.
Póki jesteśmy na statku, akcja jest mało porywająca i obraca się wokół ulubionych tematów i schematów Carda – posłuszeństwa, okrucieństwa, wyobcowania, miłości. Dzieci Groszka dostają stereotypowe role – jeden syn ma skłonność do przemocy i rozwiązań terrorystyczno-militarnych, drugi zajmuje się pracą naukową i ma przesadą skłonność do analizowania wszystkiego, zwłaszcza relacji międzyludzkich, a łagodna dziewczynka stanowi bufor i łącznik między nimi (patrz Card seksista). Wszystko to nieco przypomina duszną atmosferę „Gry Endera”, ale zanim konflikty nabiorą mocy, rodzina spotyka na swojej drodze stary statek Formidów. Ta część książki jest najlepsza – pełne napięcia rozważania, jak działać w nowej, groźnej sytuacji, wejście na statek i rozgryzanie jego tajemnic, a przy okazji – tajemnic własnego genomu.
A potem znienacka wszystko się rozwiązuje, wyjaśnia, kończy, pozostawiając poczucie niedosytu (oraz lekkie zdumienie – naprawdę genialne dzieci nie wiedziały, co mogą zdziałać mitochondria?). Oby był to rzeczywiście koniec cyklu, Card naprawdę nie powinien nas narażać na nieunikniony parabiblijny ciąg dalszy.
Tytuł: Ucieczka Cienia
Autor: Orson Scott Card
Wydawnictwo: Prószyński