Rozmawiamy z Graemem Simsion
Projekt Rosie zdobył mu uznanie i wierność milionów czytelników na całym świecie. Wbrew niepisanym zasadom gatunku Graeme Simsion postanowił kontynuować losy bohaterów książki. W wywiadzie dla ONLY YOU opowiada jak to jest być pisarzem i dlaczego przygoda z Donem i Rosie jeszcze się nie skończyła.
Sukces wciąż Pana cieszy?
Nieustająco. Jestem nieprawdopodobnie wdzięczny, że moje książki czytają czytelnicy na całym świecie. Ale staram się też być pokorny wobec ich i mojego sukcesu. Kiedy zaczynałem pisać, chciałem po prostu wydać książkę. Cieszyłem się z kolejnych krajów, które chciały wydać Projekt Rosie. Kolejnym krokiem było dostanie się na szczyt rankingu New York Times’a. Kiedy książka trafiła na drugie, a nie na pierwsze miejsce i poczułem pewne rozczarowanie, musiałem sobie przypomnieć, że przecież największym marzeniem było po prostu wydanie książki i już je spełniłem. Ale taka już natura ludzka, że zawsze chcemy więcej.
Wyjątkowa, magiczna, pełna nadziei. Trudno znaleźć coś negatywnego o Pana książkach. Czyta Pan opinie krytyków i czytelników?
Przyznaję, że czytam czasami recenzje. I naprawdę, nie wszystkie są zawsze dobre. Pamiętam, że mocno skrytykował mnie kiedyś dziennikarz New York Times’a. Przy Efekcie Rosie wiele osób zarzucało mi chociażby, że Rosie bardzo źle traktuje Dona i na niego nie zasługuje. Ale to znaczy, że ludzie przeżywają książki, co bardzo mnie cieszy.
W wywiadach podkreśla Pan, że początkowo nie wierzył, że może napisać książkę. Czy był jakiś jeden konkretny moment, w którym pomyślał Pan jednak, że to możliwe?
Projekt Rosie był na początku scenariuszem filmowym. Potem powstały trzy rozdziały książki, które zaniosłem ludziom na kursie kreatywnego pisania. Zapytałem ich kto chciałby czytać dalej. Tylko jedna osoba z całej grupy była na nie. Potem poszło już szybko.
Dla mnie to książka o różnych aspektach miłości, podejrzewam więc, że większość Pana czytelników tradycyjnie stanowią kobiety. Ale z drugiej strony słyszymy, że to ulubiona powieść Billa Gatesa.
Mężczyźni rzadko kupują książki o miłości, bo uważają, że to nie dla nich. Ale od tego są kobiety, żeby im je podsuwać. Billowi dała książkę jego żona Melinda, a po przeczytaniu on skontaktował się z moim publicystą i poprosił o kontakt. Spotkaliśmy się we czwórkę z moją żoną i długo rozmawialiśmy o przygodach Dona i Rosie. Na spotkaniach z czytelnikami coraz częściej podchodzą do mnie mężczyźni i mówią, że czytali książki. Bardzo się z tego cieszę. Kobiety chcą się identyfikować z Rosie, a ja chciałbym, żeby czytelnicy wczuwali się też w skórę i odczucia Dona, jego codzienność, jego problemy i odbiór świata. To dla mnie bardzo ważne.
Porozmawiajmy więc o Donie. Czy jest gdzieś ten prawdziwy Don, na którym oparta była historia?
Dobrze, że o to pytasz. Jak pewnie wiesz, dużo pracowałem w branży informatycznej, m.in. z człowiekiem, który być może był pewnym pierwowzorem Dona. Ma 65 lat i nigdy nie był zdiagnozowany, ale dzisiaj pewnie określany byłby mianem człowieka z Aspergerem. Być może wiele osób nazwałoby go dziwnym, ale doskonale godzi pracę z udanym życiem rodzinnym.
Don ma różne cechy utożsamiane z zespołem Aspergera, co w wielu przypadkach i sytuacjach utrudnia mu zachowanie i przystosowanie społeczne. Ale unikałabym słowa nienormalny, bo czym w dzisiejszym świecie jest ta norma? Czy jego zachowanie jest mniej normalne niż np.: Gene’a, który niemalże otwarcie zdradza swoją żonę?
To bardzo ważna kwestia. W dzisiejszym świecie nie ma czegoś takiego jak coś jasno normalne, czy nienormalne, do przyjęcia czy nie. I to także chciałem pokazać. To jak zachowuje się Don wynika nie tylko z jego deficytów czy odchyleń, ale też tego jak przedstawiają go inni, np.: sama Rosie. Jej znajomi dziwią się przecież, że jest duszą towarzystwa, podczas gdy ona uprzedzała, że może się dziwnie zachowywać. Do każdego po prostu warto podchodzić neutralnie.
Don i Rosie to idealna definicja przysłowia, że przeciwieństwa się przyciągają. Na czym polega ich wzajemne zauroczenie?
Nie jestem do końca przekonani, że tak naprawdę są różni. Może przy pierwszym poznaniu. Kiedy zdjąć z nich zewnętrzną warstwę wzajemnych oczekiwań czy stereotypów, w gruncie rzeczy oboje są po prostu ludźmi potrzebującymi miłości i zrozumienia.
Czy to znaczy, że Projekt Rosie i Efekt Rosie są dla Pana komediami romantycznymi?
I tak i nie? Chciałem, żeby moi czytelnicy się śmiali, ale nie można mieć w książce samych żartów. Podstawą każdej historii musi być dramat, coś prawdziwego, coś co sprawi, że ludzie będą śmiać się, płakać, a całą historię przeżywać.
Czy czytelnicy lub znajomi naciskali Pana do napisania dalszych losów Rosie i Dona?
Absolutnie nie. Za wyjątkiem Bridget Jones komedie romantyczne nigdy nie mają ciągu dalszego. Czytelnicy nie chcą czytać o życiu rodzinnym bohaterów. Podpisałem umowę na trzy książki, bez żadnych obostrzeń, że muszą one być właśnie o Donie i Rosie. Ale wydawało mi się, że historia jeszcze się nie zakończyła.
Trzy książki? Czy to znaczy, że będą dalsze losy mojej ulubionej pary?
Być może. Wiele osób mówi mi, że chciałoby przeczytać prequel historii, najlepiej o tym jak Don radził sobie w szkole. Ale taka książka musiałaby mieć miejsce w latach 80tych, kiedy kwestie Aspergera czy autyzmu nie były jeszcze podnoszone, a dzieci po prostu uznawano za społecznie nieprzystosowane. Wydaje mi się, że ciekawszą historią byłaby ta o losach syna Dona i Rosie. Autyzm często jest cechą dziedziczną. Jeśli odziedziczy go po Donie, jak poradziłby sobie dzisiaj w szkole?
Książka, książką, ale dowiedzmy się trochę o jej autorze. Czy wierzy Pan w miłość od pierwszego wejrzenia?
Nie, nie wierzę. Oczywiście możesz na kogoś spojrzeć i czuć wzajemne zauroczenie, ale miłość to coś co się buduje z czasem, robiąc dla siebie wzajemnie różne rzeczy. Wiem co mówię, bo mam to szczęście, że od ponad 20 lat jestem mężem jednej i wspaniałej kobiety.
Przeciwieństwa naprawdę się przyciągają?
– I tak i nie. Jeśli ktoś ma silną artystyczną duszę, nie dogada się z komputerowym geekiem, chyba, że będą nad tym intensywnie pracować. Ale z drugiej strony przeciwieństwo wcale nie musi być takim przeciwieństwem jak się początkowo wydaje.
Wierzy Pan w szczęśliwe zakończenia?
Zawsze i bez wyjątku.